no tak. można się zastanawiać, co się zmieni, a co zostanie tak jak było. zwykle wyobrażałam sobie to inaczej. biega się po świecie, zdobywa wszystkie potrzebne przedmioty, wydaje mnóstwo pieniędzy, maluje ściany i dostaje wszystkich objawów szaleństwa. a my? szalejemy i owszem. rodzina i znajomi szaleją na punkcie przynoszenia nam przedmiotów. ja szaleję na punkcie męża. znajduję przyjemność w prasowaniu i pieczeniu, ale jest to dość specyficzne szukanie przyjemności. owszem prasuje jakieś przymałe egzemplarze odzieży dla kogoś, kto póki co wcale jej nie potrzebuje, a koszule męża leżą pogniecione, bo ja przecież robię coś innego. piekę trzy rodzaje ciast i ciasteczek, ale umieram z głodu, bo nic nie ma na obiad (a wychodziłam dwa razy do sklepu po składniki do wypieków). ja się pytam: kto w takim razie odpowiada za brak tego obiadu? czy mąż, który uprawia współczesną formę polowania, spędzając większą część dnia na zarabianiu pieniędzy ciężką pracą, abym miała za co zrobić zakupy i aby było za co mieszkać? czy może szalejąca na jego punkcie żona, której wszystko się pomieszało od tych zachodzących wokół i w środku zmian. ale przecież nie chodzi o szukanie winnych.
ech, zawsze tak się dzieje, zadzwonił telefon, odebrałam i już nie wiem co tu dalej za tą myślą się kryło. cóż mądrego, konstruktywnego i odkrywczego chciałam napisać. przejdę zatem do czegoś zupełnie innego, co przyszło mi właśnie do głowy.
otóż, po raz kolejny Szef zwrócił się z zaproszeniem, by go posłuchać. i nie tak, jak zwykle, pobieżnie, trochę myśląc o tym czy pranie już wyjęte albo czy zdążymy pojechać do kogoś w odwiedziny. tym razem znów zaprasza nas w nieznane, żeby trzy dni nie zajmować się niczym innym tylko słuchaniem. dom zostaje w domu. rodzina u rodziny. tylko ja i Wi.
słuchanie nigdy nie było moją mocną stroną. gubię się w wątkach, a kiedy się gubię to raczej nie myślę, że się zgubiłam. podążam nowymi ścieżkami zamiast iść po tej jednej, na której mam głośnik i słyszę jak iść. ale czas jest dobry do słuchania. wielki czas. z wielką na końcu nocą. która jawi mi się jako coś fantastycznego. choć jednocześnie, z powodu wielkiej zmiany jaka zaszła grubo ponad pół roku temu napawa mnie owa tegoroczna noc pewnym lękiem, bo nie będzie tak, jak ja się już przyzwyczaiłam. będą inni ludzie, inne zwyczaje, mimo że w istocie nic się nie zmieni.
tak. tak właśnie odkryłam, że zgubiłam wątek, co jak widać zdarza mi się nie tylko podczas słuchania. ale to moje pisanie jest chyba rodzajem słuchania siebie, więc kto wie, kto wie.
od dziś trzy dni posłucham. może uda się coś usłyszeć i będzie co przekazywać naszej niezwykłej wielkiej zmianie w środku.
aniele boży
chcę się położyć
by potem od rana
być zasłuchana
a nim zasnę dzisiaj
byś ty przy mnie przysiadł
przekonał że ufać
to też znaczy słuchać