piątek, 28 lutego 2014

jeszcze nie wszyscy

dziś urodziny miłej dziewczynki T., starszej koleżanki H.

rozmyślam nad macierzyństwem. odkąd mam córkę, urodziny są dla mnie czymś więcej niż tylko kolejnym numerkiem przy wieku. urodziny dziecka, to pamiątka. oddania całej swojej siły komuś bezbronnemu. zwłaszcza, jeśli uda się poród zachować bez zbędnej medykalizacji i nie są konieczne zabiegi ratujące życie, takie jak cesarskie cięcie. wtedy można mówić o nadludzkim wysiłku, całej masie bólu, czasem zniechęcenia, bezsilności. poczucia braku wpływu. poczucia samotności. oczywiście mówię o własnym doświadczeniu, choć sama nie byłam. ale czułam, że nikt za mnie nie urodzi. czułam jak bardzo jestem samotna w bólu i cierpieniu. i skupiałam się strasznie na sobie i swoich odczuciach. być może, kiedy skupia się na dziecku to przyjmowanie bólu staje się prostsze. mam nadzieję. bo chciałabym kiedyś jeszcze mieć dzieci, nie poprzestać na H. tylko dlatego, że tak bardzo bolało i tyle było przygód. myślę, że przygotowane dla nas dzieci mają prawo, by potraktować je jako warte tego wysiłku, a nie uznać, że nie mam siły i ochoty więc zrezygnuję. tak sobie to wyobrażam, że tego typu podejmowanie decyzji przez ludzi nie widzących w dzieciach żadnej wartości wygląda. oczywiście mam nadzieję, że jakieś dzieci dla nas są naszykowane i czekają na odpowiedni moment. oczywiście w rozrachunku niebieskim, bo po ludzku nie ma odpowiedniego momentu. zawsze jest za mało, za trudno, za ciasno, nie dokończone, niewygodne itd.

ludzki plan mam taki, że chciałabym być mamą wielu dzieci. jak się teraz zastanawiam, to po upływie ponad półtora roku, znów wróciła myśl o szóstce. tuż po porodzie nie chciałam mieć ani jednego więcej, ale to kwestia chyba modlitwy i tęsknoty. tak, myślę że to dobre słowo. tęsknie za tymi dziećmi których jeszcze nie poznałam. patrzę na H. jak się zmienia, ile już umie, jak dużo mówi i jestem tak szczęśliwa, że akurat ja mam możliwość widzieć te zmiany. i coś mi mówi, że jeszcze nie jesteśmy wszyscy w naszym domu. że jeszcze trochę takich zmieniających się maluchów będziemy z panem Wi. wychowywać w naszej rodzinie.

cztery lata temu szczęśliwie okazał się odpowiedni czas na narodziny T. i już dziewięć miesięcy wcześniej pewien anioł dostał swoją posadę. i dzisiejszy list, adresuję do niego. 


Aniele Boży stróżu Tosi

nie daj się zbyt długo prosić
strzeż jej dalej na wesoło
lataj nad nią wszędzie w koło
nad zabawą nad rowerem
nad bieganiem nad spacerem
bądź tuż nad nią gdy coś zbroi
niech przepraszać sie nie boi
bądź tuż obok gdy sie śmieje
bądź po prostu przyjacielem
prowadź aż pod nieba bramy
nigdy nie daj czuć się samej
niech wie dobrze że tam w górze
zawsze ma Anioła Stróża