środa, 16 maja 2007

Ciesze się uszami

Właśnie sobie pomyślałam, że jestem typem osoby cieszącym się uszami. Nie cieszą mnie zwykle jakieś rozmowy, książki, nie wiem co jeszcze. Cieszą mnie dźwięki. Różne, raz wesołe raz smutne, ale zawsze sprawiają, że w środku tak jakoś się unoszę nad ziemię parę centymetrów i po prostu czuję się lepiej. Aktualnie słyszę mieszankę z soundtracków Gatlifa. Ach! dlaczego nie urodziłam się w cygańskiej familii i nie mam wokół siebie tańczących sióstr, matek, ciotek? Ba! czemu sama nie tańczę teraz wsłuchana w gitarowe wyczyny cygańskich królów obwieszonych złotem?
To swoją drogą ciekawe, dlaczego Polska, uciskany Chrystus narodów, kraj o niebanalnej historii w muzyce ludowej ma tak mało do powiedzenia. No tak, wiem wiem, ktoś powie zaraz, że przecież mamy wiejskich grajków, oberki, krakowiaki. Ale dlaczego nie umiemy tego wydobyć w jakiejś przystępnej formie? A nawet jak już się ktoś znajdzie, przykładowo Kapela Ze Wsi Warszawa, to zanim się go doceni to musi szukać szczęścia po obcych kontynentach, bo poparcia u swoich nie ma? Po dziesięciu latach wspomniany zespół ma jako taką liczbę odbiorców, ale wciąż jest to dość wąskie grono.
Ech, jak ja narzekam, nie mogę dłużej, posłucham muzyki. Może urywam w pół słowa, ale kłaniam się nisko i stawiam kropkę.

3 komentarze:

julka pisze...

a ja sie ciesze ludzmi. ich spojrzeniami, usmiechem i nawet najmniejszym zainteresowaniem. czasem to takie upokarzajace przyznac sie przed sama soba, ze nie mozna bez nich zyc. czasem chcialoby sie egoistycznie zamknac w czterech scianach i zwyciezyc po cichu to poczucie niemocy. potrzeba ich jak powietrza. rozmowa, smiech, zazarta dyskusja czy nawet klotnia- i od razu zapas energii na kojenych pare dni. to troche jak uzaleznienie.

ciesza mnie jeszcze filmy. sa namiastka podrozy- kolejnej rzeczy, ktora kocham. sa takim malym okienkiem na swiat, inny niz ten tutaj. wylaczasz sie i na chwile stajesz sie kims innych. calkiem tak jak ksiazk.
ulicjo, inne rzeczy nas ciesza, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo. muzyka jest dla mnie wielkim zbiorowiskim wspomnien, jest jak wór, do ktorego siegam reka i wyciagam jakies niedookreslona mysl, nie do konca opisana atmosfere minionego. cos jak zapachy, czujesz to przez moment, ale zaraz wymyka ci sie, wycieka i zostawia cie z niedosytem i juz za moment juz nawet nie pamietasz co to bylo i dokad cie prowadzilo.
ponoc "W poszukiwaniu utraconego czasu" Prousta jest miedzy innymi o tym. musze przeczytac.

uh, koncze. mam nadzieje, ze czujesz sie ukontentowana i błagam nie kaz mi wiecej wymyslac komentarzy o tej porze, bo widzisz czym to sie konczy- jakimis esejami bez ladu i skladu.
caluje na dobranoc bo kot mnie przywoluje tesknym wzrokiem i kaze mi isc spac. :*

ula pisze...

Ja ci nie każę wymyślać moja ty Ju. Wystarczyłoby mi jakieś pozdro elo całus nie wiem co. Ale tak jestem ukontentowana stokrotnie.

julka pisze...

:*