poniedziałek, 30 lipca 2007

lato bez lasu

Przykro się zrobiło mi na chwilkę, bo zatęskniłam. Zapytałam
"Słuchaj, jak tak można, po siedmiu latach?"
"Ale co?"
"No, zrobić to co ja zrobiłam, po siedmiu latach"
"Hm... myślę, że to ostatni moment po prostu"
No cóż, może faktycznie, nie chciałabym być tym bohaterem z obrazoburczego dowcipu - idiotą przebranym za dziecko. Ale myślę czasem, że może dałabym radę przez jakiś czas być tam, z tymi ludzmi, i łącyć wszystko razem z tym co miałam i gdzie chyba zmarnowałam jakąś szansę. I nigdy nie powiem, że tych siedmiu lat żałuję, bo to naprawdę wielka przygoda życia, tylko troszkę nie zgrana z moim słabym charakterem i przez to nie do końca wykorzystana. Aj, usprawiedliwiam się pustymi słowami. Ale nie wiem, jeszcze nie umiem do końca wyciągać wniosków. Ale naprawdę, same dobre rzeczy wyniosłam z tej przygody. Np teraz w pracy bez zająknięcia rozliczalam faktury, wystawiałam je i jeszcze tłumaczyłam mojemu ojcu-szefowi jak pisać notę korygującą. Jednym słowem trochę się wzbogaciłam. Mimo moich opornych, idiotycznych sprzeciwów co do wymagania od samej siebie. Nadal od siebie wymagam najmniej z otoczenia. Wszystkich rozstawiłabym po kątach, a sama wylegiwałabym się w łożu pod baldachimem. No ale dobrze. Moze kiedyś dorosne. Nie cofnę się już w to samo miejsce, nie wejdę do tej samej kałuży, ale na pewno nieraz przejrzę się jeszcze w jej odbiciu. Aaaaach cóż za liryczne zakończenie:)

2 komentarze:

Tomasz pisze...

I tak trzymaj! Nie ma stania w miejscu:)

Becia pisze...

szkoda, że Cię nie było... było jakoś tak inaczej bez Ciebie...:(