To nie chodzi o to, że dziwnie się zachowuję, robię rzeczy jakich nigdy wcześniej nie zrobilabym z własnej woli, czy mówie coś co wcześniej w moich ustach brzmiało jak kpina. Nie, zupełnie nie. Chodzi o to, że chyba od środka coś mnie zjadło i wypluło i jestem już jakaś żywsza. Choć zmęczona. Ziewam na potęgę. I mylę się w rachunkach. Ale jestem szczęśliwa. Naprawdę mogę powiedzieć, że się cieszę ostatnimi dniami. Oczywiście, po mojemu - uszami.
Wydałam niewiarygodną sumę pieniędzy na płytę, której samo oczekiwanie było strasznie rozradowujące. Poza tym wydałam niewarygodnie mało pieniędzy na kino. w ktorym samotnie oglądałam całkiem ładny film. I nie wydałam ani grosza na oglądanie pięknych chmur, kamienic niewiadomo czego jeszcze kiedy to spacerkiem szłam po moim miescie którego w gruncie rzeczy nie lubie. I mówię ludziom że mają rację. Tym którzy jak ja kochają mistrza Johna.
1 komentarz:
Jest to najbardziej zwariowane zwariowanie o jakim słyszałem. Z braku symptomów zwariowania. Zwariować można!!:)
Prześlij komentarz