niedziela, 21 lutego 2010

zawieszam się

1. nie lubię być w centrum zainteresowania dziś.
2. nie znoszę pisać wiedząc, że ludzie których znam, a do których zaufania nie mam za wiele(nie z ich winy w większości - po prostu nie znam ich blisko) będą to komentować.
3. nie chcę być oceniana.
4. zawieszam doprawdy-ladnie na jakiś czas.
5. nie przestaję pisać.

niedziela, 14 lutego 2010

zdolność zdziwienia.

jestem okropną egocentryczką.
wszystko ma się kręcić wokół mnie.
ja jestem najważniejsza na całym świecie.
tak mi się przynajmniej do niedawna zdawało. do niedawna? a bo proszę państwa zdarzyło się dziś tak, nie wiem zupełnie w jaki sposób, że zrezygnowałam z siebie. pokazało mi to, że potrafię się dziwić. mieliśmy zaplanowane, że jako część (bardzo modnego, jak to cudzy mąż zauważył) nieobchodzenia walentynek buntownicze pójście do kina. nawet byliśmy już bardzo blisko. ale tuż przed zakupem biletów wyszła sprawa pracowa. no i zaistniało niebezpieczeństwo, że dziś będzie trwało do rana i zleje się w jedno z jutrem. w takiej sytuacji moje ja stanęło niezależnie ode mnie na dalszym planie, i jako samozwańcza pani przewodnik zmieniłam trasę naszej dwuosobowej wycieczki. zamiast do kasy poprowadziłam nas do metra. czy to nie dziwne? dziwne. jak cholera.


aniele boży strózu mój
ty przy mnie dzisiaj nie stój
dziś wspomóż lepiej jego stróża
by praca szybko szła jak burza
jeden niech mu kawę poda
drugi sił do pracy doda
może przy parzeniu kawy
pomysł wpadnie wam ciekawy
wtedy szeptem tuż do ucha
podpowiedzcie - on posłucha
a gdy sen go w końcu zmorzy
we dwóch łatwiej go położyć
dajcie mu ożywczy sen
i radość na cały dzień.

dziękuję awansem.

niedziela, 7 lutego 2010

jestem bardzo fajna

widziałam swój artykuł. tak na papierze i w ogóle. jestem fajna. piję herbatę i czekam. na aplauz albo coś równie miłego.
i na jedzenie, bo bardzo lubię jedzenie. robić.
ale w tygodniu. w weekendy pracuję i w weekendy nie robię.
w weekendy jestem mniej perfekcyjna.
za to w piątek, ach, ależ ja w piątek byłam perfekcyjna. nie dość, że sprzątnęłam, ugotowałam, uprałam, pozmywałam (ok pozmywała zmywarka, a uprała pralka, ale ktoś je musiał do tego nakłonić, nie?) to jeszcze upiekłam i przyjęłam. gości na przygotowanie.
matko, ja się naprawdę kiedyś utopię w samouwielbieniu...
chciałabym mieszkać.

poniedziałek, 1 lutego 2010

niczego nie planuję.

to po prostu we mnie dojrzewa i staje się coraz bardziej wyraźne.
wyobrażam sobie, że właśnie tak będzie.
nie do końca obudzona pobudka na powiedzenie "dzień dobry, miłego dnia", potem próby dobudzenia się na własną rękę, flegmatyczne dopasowywanie się do ogólnie obowiązujących norm wyglądu.
potem śniadanie przed tv, albo chętniej z trójkowym budzikiem, szykowanie obiadu, godziny spędzone na przeglądaniu przepisów, katalogów z meblami, czytaniu cudzych myśli i pomysłów.
czasem napisanie czegoś pożytecznego, zredagowanie paru stron czegoś na zamówienie.
porządkowanie i sprzątanie w mieszkaniu, rozrywka przy mikserze, trzepaczce do jajek, piekarniku, formach, foremkach i innych przyrządach do tworzenia deserów, które niejednemu sprawią frajdę.
potem sprzątanie po tychże kulinarnych wybrykach, nakarmienie głodomora/ów i wspólny czil. chciałabym tak.