poniedziałek, 31 maja 2010

w ostatni dzień maja o szyby dzwoni deszcz jesienny

chcę się cieszyć, ale mam natłok złych myśli. zauważyłam, że pochwalenie się marzeniami to tak jakby podpisanie ich aktu zgonu. i to mnie nie zachwyca zupełnie. nie usamodzielnię się jeszcze jakiś czas, choć takie było marzenie. dodatkowo jakieś dziwne sny potęgują smutek mojego beznadziejnego stanu codziennego zawieszenia między godziną 9 a 17. a pogoda, lepiej nie mówić. nawet mój płaszczyk przeciwdeszczowy przywodzi mi na myśl kolejne niepowodzenie, związane z osobami, które były w grupie ofiarodawców. zaczęłam smutno. to dlatego, że gdy piszę, poprawia mi się humor i żywię głęboką nadzieję, że przy końcu tego tekstu będę już zupełnie gdzie indziej. w innych rejonach swojej świadomości. mam tyle pozytywnych rzeczy, którymi powinnam się cieszyć, i którymi cieszyć się będę, to pewne, tylko potrzeba mi jeszcze trochę czasu. tyle dobrego. dobra książka, dobra kawa, dobry wyjazd do miasta mozarta, dobre chwile z Wiś. myśl o Wiś. i już jestem gdzie indziej. wiedziałam, że pisanie to dobry pomysł!

aniele boży
daj proszę wytrwanie
w oczekiwaniu
na zmartwychwstanie

umarły marzenia
lecz wierzyć chcę bardzo
że gdy się pomodlę
przeczucia się sprawdzą

i tak jak obiecał
i tak jak pokazał
Szef nie pozwoli
by zły - sen mój zmazał

a wtedy powstaną
marzenia me z martwych
jak uczą o tym
pism świętych karty

ktoś powie może
marzenia nie człowiek
duszy nie mają
li sen kradną z powiek

lecz jeśli mogą
do nieba prowadzić
to wierzyć mogę
że tak poprowadzi

po zgonie marzeń
Szef ich wędrówkę
że wróci myśl miła
w pustą mą główkę




Brak komentarzy: