środa, 23 marca 2011

szykujemy się, szykujemy.

och dzieje się dzieje. w poprzedni weekend miałam okazję dużo słuchać. to niezwykłe doświadczenie. świat który krzyczy, często powoduje, że zamykam się na słuchanie, a jednak - udało się. zasłuchana wróciłam do domu, a dziś, po kilku dniach mogłam znów posłuchać. razem z Wi. słuchaliśmy o tym, co jest ważne dla nas, na dziś i na przyszłość. bo za 94 dni zacznie się nasza zupełnie nowa, wspólna przyszłość. warto, żebyśmy już wcześniej mieli jakieś pojęcie o tym, w co się pakujemy. żeby nie skończyło się na jednym weekendzie i jednej środzie już w sobotę zaczniemy intensywny dwudniowy kurs, takie szkolenie z Szefem, na którym będzie nas uczył, czego możemy się spodziewać, a co powinniśmy dać od siebie, żeby to nasze wspólne życie miało ręce i nogi. jak już się dowiedzieliśmy, nogi będą trzy. żeby nie stracić równowagi.

wcześniej miałam już trochę przygotowań, natury bardziej materialnej. z bardzo pomocną J. i dość sceptyczną mamą, odwiedziłyśmy 5 lub 6 przybytków z sukienkami. dawno już nie miałam okazji pomachać tyle rękami, a już na pewno nigdy wcześniej nie miałam okazji mierzyć tylu sukien. to przymierzanie miało na celu powolną eliminację wielu pomysłów, których w głowie, jak się okazało miałam milion. myślałam, że nie mam pojęcia w co się ubrać, ale wyszło na to, że miałam dużo koncepcji, z których stworzyłam sobie w głowie jakiś obraz. ostatecznie to, co teraz jest coraz bliżej realizacji, z tym obrazem ma niewiele wspólnego. to bardzo budujące doświadczenie, zwłaszcza przed ślubem, nauczyć się rezygnować z własnych planów, jednocześnie nie rujnując swoich marzeń. też fantastyczne jest widzieć, że z pomocą innych, w tym Szefa, można naprawdę tworzyć wspaniałe pomysły, i dążyć do ich zmaterializowania.
powoli zaczyna się klarować, jak będzie wyglądać pewna panna młoda za 3 miesiące, co naprawdę bardzo mnie cieszy.

w biel pięknie ubrany aniele boży
już wiem co w dniu ślubu na siebie mam włożyć
też będzie biało i będą kwiatki
na ręku i włosach u przyszłej mężatki





wtorek, 15 marca 2011

w marcu jak w garncu. rymowanka to słaba.

po pięknym weekendzie, pełnym słońca i emocji nastał tydzień. znów zamiast zaczynać pogodnie każdy dzień jeszcze przed świtem, zamiast zanurzać się w głębiny poznania już późnym przedpołudniem, zamiast jeść obiad po południu i kłaść się spać z kurami przyszedł tydzień niewypełnionych planów. bo tak to jest z planami. jak chcesz po swojemu to ci się kłody pod nogi, odcisk na kciuku i oczko w rajstopach. zawsze. niezależnie od sytuacji. i jeszcze tulipany zwiędły. i roboty tyle, że aż odwrotnie proporcjonalnie układają się chęci i motywacja.

aniele boży
niech się ułoży
w przecudną całość
ma wielka małość

niech będzie wokoło
wszystkim wesoło
i mi oraz wiś
daj uśmiech dziś