po raz kolejny postanowiłam spróbować. będę pisać. och, jak trudno się mobilizować. zwłaszcza, że tyle się pozmieniało. wszystkie priorytety pozamieniały się miejscami. taki największy choć najmniejszy a jednak najważniejszy priorytet (co to w ogóle za sformułowanie - "najważniejszy priorytet"?) ma obecnie cztery miesiące, mierzy niecałe 60 cm i waży niecałe 6 kg. głos ma to to donośny, śmiech rozczulający, oczy pełne myśli, których nikt nie jest w stanie odgadnąć, a jej niewielkie nóżki ciągle gdzieś biegną, choć sama nie jest w stanie jeszcze nawet na nich usiąść. według rytmu tego cudu toczy się aktualnie nasze (moje i pana Wiś.) życie. a takie to cuda sprawia Szef. bo to jego sprawka. nawet banda wykształconych doktorów wmawiała mi że wcale tego małego człowieka we mnie nie było, że to jakiś nowotwór, a te diagnozy stawiali ponieważ to maleństwo mniejsze było od ziarenka i nie chciało się pokazać na ekranie. i mówili: proszę pani, to nie jest bezpieczne, trzeba usuwać cokolwiek tam jest, ale jedno co wiemy, że to coś człowiekiem nie jest. ale to coś zrobiło niespodziankę, urosło i pokazało, że niczym innym nie jest jak właśnie człowiekiem. pogmatwane są te historie. no, najważniejsze, że jednak jest. a ponieważ uznało, że skoro jest ciemno to można iść spać, to mam chwilę żeby coś napisać.
bardzo mnie cieszą chwile i drobiazgi. tak jak dawniej. jak dawniej też miewam dni zupełnego zwątpienia w jakikolwiek sens, łapię się jakiejś uporczywej myśli, że jest beznadziejnie, że nigdy nie było gorzej. na szczęście jest pan Wiś. on mnie sprowadza na ziemię, mówi, że tarczyca, że gospodarka zaburzona i od razu człowiek się z siebie śmieje. jak zawsze zgubiłam wątek. nie będę go szukać.
aniele boży dziś wszystkich świętych
widzę ich w głowie tak uśmiechniętych
czy mogliby oni tam za mną westchnąć
i moje marzenia Szefowi przepchnąć
by świat mój dorosły stał się mi bliski
bym życia nie chciała kłaść do walizki
i uciec daleko i wszystko zostawić
w ułudzie że dusza przestanie krwawić
z poczucia że wszystko już jej zabrano
że życie nie po to by ją kochano
a przecież Szef kocha te smutną duszkę
i słowo szepcze duszce na uszko
2 komentarze:
jaki mi miło znowu móc coś tutaj przeczytać! :*
no i pozdro i buziak dla Panny Hanny :)
Prześlij komentarz