środa, 19 marca 2014

drogi opis

od kilku płyt sieją grozę, że ostatnia płyta, że więcej nie będzie, że koniec. a tu proszę, właśnie sobie piszę słuchając singla zapowiadającego kolejną ostatnią płytę coldplay. od lat, niezmiennie z wielką miłością.

i tak siedzę i piszę. nie to tutaj. piszę znowu pod dyktando. o tym i o tamtym. dzielę się też pracą, to fajne. choć się strasznie spinam. że ma być super. że świat się zmienił i że super się nie da. że płace niegodne, a po zastanowieniu okazuje się że w sumie, nawet spoko ta zapłata. spoko tematy, mimo że płytkie to jednak czegoś się człowiek dowie szykując tekst.

wkurza może, że pisało się o kulturze, teatry, kina, wystawy. ale przecież ja już się nauczyłam swojej kwestii - słucham? wystawy, sztuka? gardzę. to o czym mam pisać, o muzeach? dajcie spokój, bliższe mi dziś mimo wszystko zupki dla dzieci i mejkapowe triki, których nigdy nie opanowałam, a tu cera już nie taka młoda.

w końcu powrót do pisania, to jak zaczynać od nowa. czyli tekst po dwuletniej przerwie jest moim pierwszym tekstem. a komplet tekstów - pierwszym kompletem. umowa pierwszą umową (z nowym nazwiskiem). umowa jest o dzieło, co nadaje moim tekstom klasy - to nie zlepki liter, tylko dzieło. jak potop czy inne nad niemnem. nudne, toporne ale ktoś jest gotów za to zapłacić, takie wspaniałe.

wracam do coldplay, bo kolejny utwór wżera się w głowę. jak to się dzieje, że od tak dawna towarzyszą mi i zawsze są w temacie? zawsze się zgadza. jak wyrastam z gitarowych ballad to nagrywają płytę z orkiestrą, jak i to przestaje wystarczać to wpuszczają powiew nowości i elektryzują elektrycznością. i wciąż pozostają tak samo moi. pasują. czemu Wi. nie dzieli ze mną tego zachwytu? może dlatego, że ja jestem bardziej emocjonalna i przeżywam ich piosenki na poziomie serca poza poziomem uszu. może dlatego że między uszami a sercem u mnie biegnie struna która łaskocze serce, gdy jakiś piękny dźwięk wpada z przestrzeni. pewnie dlatego gdy usłyszałam, jak Wi. śpiewa postanowiłam zostać jego żoną. szkoda, że śpiewa mało i po cichu. ale wystarczy.

myślę, że poza dźwiękami też teksty przemawiają do mnie. nie wiem jak jest dziś, wszystko może się zmieniać, w końcu to szołbiznes. ale nie tak dawno chris zapewniał, że jego żona jest jego pierwszą kobietą, jest jej wierny, kocha, ma z nią dwójkę dzieci (jak na ten wspomniany szołbiznes to dwoje dzieci z jedną żoną, w dodatku aktorką, to niezły wyczyn). to pewnie też to, że gdzieś przyznał, że jest wierzący. w co dokładnie to nie doczytałam (między innymi ponoć wierzy w niejedzenie mięsa, dlatego to nie on jest moim mężem, bo ja bez mięsa bym długo nie pociągnęła), w każdym razie doceniam, że nie jest wojującym niewierzącym, z szabelką próbującym zwalczyć wszystkich, którzy wierzą bardziej niż wcale. jak to powiedziała Sue - ma plus.


aniele boży stróżu chrisa
dziękuję że tyle słów napisał
co w mojej się kotłują głowie
lecz sobie mówię że ich nie powiem

a dzięki niemu śpiewać je mogę
bo moją opisują drogę
i z Szefem dialog przypominają
do serca mojego wprost trafiają


niedziela, 16 marca 2014

data


przy okazji niedzieli, obchodziliśmy kilka uroczystości z minionego tygodnia. wszystkie miały miejsce w tym samym dniu - 89. urodziny K., babci Wiś i pierwsze urodziny T. czyli mojego chrześniaka. okazje bliskie sercu, wesołe, jak dodać do nich jeszcze rocznicę wyboru papieża, to wystarczyłoby żeby nazwać ten dzień obfitym w wydarzenia. ale pamiętam, że rok temu, poza narodzinami T. (swoją drogą niezwykłymi), urodzinami babci i wyborem Franciszka było jeszcze jedno, ważne wydarzenie. odszedł tata M., którego raz czy trzy razy w życiu minęłam wymieniając krótkie "dzień dobry". i mimo, że nie znałam, to to odejście było trudne. może ze względu na okoliczności w których ta wiadomość mnie zastała (szpitalna podłoga, na kilka dni przed operacją Ha.), a może dlatego, że zawsze w takich chwilach myślę o tych co zostają. pan C. już na miejscu. wędrówka skończona, teraz już wie, jaki sens był we wszystkich zmaganiach. pewnie już spacerował z samym Szefem i omawiali całe lata, które dziś już wydają mu się pewnie kropelką. już nie dłużą się godziny i dni. bo on już jest poza czasem, jest w pełni. 
ale ci co zostają, wciąż są ograniczeni czasem. im dłużą się godziny, które teraz płyną bez męża, taty czy dziadka tuż obok. przychodzą pytania, czemu tak szybko? czemu nagle? gdzie teraz jest, bo mimo wiary wątpliwość jest naturalna. i tę naturalną wątpliwość wykorzystuje Zły. sypie sól na ranę, która została po oderwaniu tak drogiej osoby i wmawia, że to niedobrze, że on odszedł. a jednak... po dłuższym zastanowieniu, podsumowaniu doświadczeń, może nawet cudów, Anioł Stróż się pochyla i szepcze - nie wątp. On już jest w Niebie. już jest mu tak dobrze, tak bezpiecznie, tak szczęśliwie, że to lepiej. że słodka i dobra Miłość teraz go otacza bez przerwy. już nie wdziera się wątpliwość, bo przed Obliczem to już chyba ma się pewność. tam przed Obliczem już nawet Stróż niepotrzebny, bo wiary strzeże sam Szef. i takiemu Stróżowi znalazłam zajęcie. 

13.03.2014
Aniele Boży stróżu Marka
co już w Nieba zakamarkach
spędza wieczne życie 
w boskim zachwycie

ty życie całe go znałeś
ja chyba nie znałam go wcale
a jednak smutek przychodzi
że sie tak szybko dla nieba urodził

to absurd że radosc mnie smuci
to z wiarą w niebo się kłóci
bo odejść to wejść w zycie wieczne
to życia etap konieczny

dlatego sie zwracam do ciebie
skoro pan Marek juz w niebie
to ty jego stróżu Aniele
pomagaj mi byc w kosciele

budź mego Aniola gdy zaśnie
gdy sie zapomina to wrzaśnij
podpowiedz mu jak ma stróżować 
a jak walczyć zamiast sie chować

mój Anioł jest świetny lecz młody
a Zły wciąż podklada mu kłody 
i czasem pomylić sie może 
wiec moze ty nam pomożesz?

bo Marek od roku jest w Niebie 
już nie jest w tak wielkiej potrzebie
bo on juz osiągnął cel drogi
nie musi juz patrzeć pod nogi