czwartek, 1 listopada 2007

C'est magnifique!

J'adore un garcon - chanteur. Il s'appelle Jean Baptiste Maunier. No i nawet dla niego troszkę francuski odgrzebałam w zakamarkach mojej głowy. Naprawdę, gdyby nie to, że Iśka mi go przedstawiła, nie byłabym dziś taka szczęśliwa słysząc te dźwięki klasycznie brzmiącego chłopięcego chóru i jego solisty. Ach, ach ach, się znowu w dźwiękach zakochałam, choć chłopaczek aparycję i wszystko ma takie, że gdyby poprosił mnie dziś o rękę, wyszłabym za niego bez ceregieli.


Caresse sur l'océan
Porte l'oiseau si léger
Revenant des terres enneigées
Air éphémère de l'hiver
Au loin ton écho s'éloigne
Châteaux en Espagne
Vire au vent tournoie déploie tes ailes
Dans l'aube grise du levant
Trouve un chemin vers l'arc-en-ciel
Se découvrira le printemps

Caresse sur l'océan
Pose l'oiseau si léger
Sur la pierre d'une île immergée
Air éphémère de l'hiver
Enfin ton souffle s'éloigne
Loin dans les montagnes
Vire au vent tournoie déploie tes ailes
Dans l'aube grise du levant
Trouve un chemin vers l'arc-en-ciel
Se découvrira le printemps
Calme sur l'océan.


I jeszcze to jak pięknie mówi, pięknie się śmieje. Matko, co jeden to lepszy. Kolejny Jan w moim życiu:)

poniedziałek, 22 października 2007

Ulica Szarlatanów (bo tak za Gałczyńskim dziś zatęskniłam)

Szarlatanów nikt nie kocha.
Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy świecą w górze
i na dole.
W tajnych szynkach piją dziwne
alkohole.
I wieczory przerażają
bluźnierstwami.
Wymyślili swe tablice
szmaragdowe.
Krwią dziewicy wypisali
charaktery.
Strachy w liczbach: 18,
3 i 4.
Przeklinamy Jezu-Chrysta
i Jehowę.
Szarlatani piszą księgi
o papieżach.
Zawsze w nocy mówią źle o
Watykanie.
Zawsze w nocy słychać szklane,
szklane łkanie:
płaczą gwiazdy zaplątane
w szkła na wieżach.
Kiedy miesiąc umęczony
wschodzi na nów,
alkohole z przerażenia
drżą słodyczą.
Nie pomogą alkohole:
W nocy krzyczą
łzy fałszywe szmaragdowych
szarlatanów.
Bardzo cicho i boleśnie
jest nad ranem.
Dzwonią dzwony, świt pochyla
się w pokorze.
Odpuść grzechy szarlatanom,
Panie Boże,
wszak Ty jesteś takim samym
szarlatanem.

Uff jak gorąco...

40 stopni w cieniu. Nieźle. Ostatni raz byłam chora chyba w marcu czy kwietniu. A teraz jak już nie trzeba chorowac bo skończyłam szkołę, to jak raz, noc z copółgodzinnymi zmianami temperatur - takie wahania od 37 do 40. Zwariować można. Spać idę.

piątek, 28 września 2007

Everyone’s in a corner

Powiem tak. Jako, że wracam to wyjeżdżam. Betce odbiło i napiszę to tu, bo aż mną zatrzęsło. No i teraz jest Betkiem. Mańkę już obśmiałam publicznie więc nie wracam do sprawy. Gabi i Jaś to najżywsze dzieci jakie znam, wręcz nie pozbywające się pobudzenia i marudzenia. Wrócę to będę. Jak mawia Gabi: Jak się napcham to się napcham i będę napchana. I jeszcze: jestem księżniczką więc nie poradzisz, jestem kapryśna, nie mogą mi dorośli rozkazywać. Także jestem trochę zmęczona.

środa, 29 sierpnia 2007

jak to mawiają

oj dadana. lubie jak spełniają się moje sny. zdałam zdałam. czy czegoś trzeba więcej? idę spać!!!!!
Panie Mro., Łoc. i Jaw. - serdeczne dzięki!

środa, 22 sierpnia 2007

Noc z Kurierem

Pan Jan Nowak Jeziorański (właściwie Zdzisław Jeziorański), to niezwykle interesująca postac polskiej historii dwudziestego wieku. Studiując z różnych ujęć zagadnienie II Wojny światowej nie mogłam pominąć jego pamiętnika traktującego o tamtych wydarzeniach. I właśnie chcąc oderwać się, acz nie za daleko od moich podręczników i książek pożyczonych od tegorocznych maturzystek, sięgnęłam po "Kuriera z Warszawy". Opasłe tomisko z pewnością byłoby w stanie zniechęcić swym wyglądem niejednego. Ja jednak utwierdzając się w przekonaniu, że przecież to element mojej nauki do egzaminu zaczęłam czytać już na schodach wychodząc z biblioteki. Oczywiście kiedy wróciłam do domu musiałam przerobić podręcznikową dawkę dzienną, co akurat wczoraj było nie byle zadaniem, bo przed wyjściem z domu przerobiłam tylko dwa podrozdziały także zanim powróciłam do "Kuriera..." przeszłam całą II wojnę w Polsce i początki zminej wojny na świecie. I po takim wstępie całą noc spędziłam czytając, czy może nawet chłonąc opowieść o pierwszych dniach wojny widzianej oczami i przeżywanej przez przyszłego dyrektora polskiej stacji Wolnej Europy. Uch... Piękne!

sobota, 18 sierpnia 2007

"To proto, ze jsi vykonala dobry skutek."

Cała jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać kiedy wreszcie ujrzę te roześmiane buźki moich pań dyrektorek i historyczki. Ach co to będzie za wzruszający moment ta sesja poprawkowa. Być może owładną nami takie emocje, że zamiast zdawania egzaminów będę uczestniczyła w spotkaniu wspominkowym. To byłoby naprawdę urocze. Pani Zofia zapłakana ze śmiechu wspominałaby moją wspólną z Manią wpadkę z Kennedy'm, a ja i Ania zaśmiewałybyśmy się na myśl o tym, jak to tydzień w tydzień nasza pani profesor zapominała o jakichś sprawdzianach czy innych papierach. Toż to byłaby wspaniała zabawa. Unosząc się pół centymetra nad ziemią pani Zosia powiedziałaby "Dziewczynki, przepraszam was, naprawdę to był błąd młodości, miałam migrenę nie wiedziałam co robię. Pogadam z kuratorium i będziecie mogły zdawac maturę we wrześniu a od października czekają już na was na studiach. A teraz macie tu śliczne piąteczki i świadectwa ukończenia szkoły średniej, no mua mua! Zadzwonię".

Szkoda, że mam bujną wyobraźnię i nie jestem realistką, ani nawet optymistką. Mój wredny charakter pesymistycznej egocentryczki troszkę mi przeszkadza w zdobywaniu wykształcenia.

wtorek, 14 sierpnia 2007

i znów

lubie johna. butlera, lurie, frusciante. no lubie. no i nie wiem co napisac zatem nie pisze wiele a dzielę się miłostkami. i lubię ostatnio wspominać ostatnie siedem lat mojego zycia. już jestem stara więc mogę. i mam siostrzeńca.

wtorek, 31 lipca 2007

mama mi powiedziała...

...że miliony kilometrów molekularnego czegośtam zawiera moje ciało. Nie wiem co to moze oznaczas w moim zyciu ale być może chodzi o to aby mój mózg nie poczuł się ani przez chwilę samotny. Byłoby to bowiem przesmutne. A tymczasem jako świeżo upieczona babka piaskowa powiem państwu "do zobaczenia w następnej serii opowiesci o małej zwinnej wiewiórce już wkrótce w telewizji gęba tv".

poniedziałek, 30 lipca 2007

lato bez lasu

Przykro się zrobiło mi na chwilkę, bo zatęskniłam. Zapytałam
"Słuchaj, jak tak można, po siedmiu latach?"
"Ale co?"
"No, zrobić to co ja zrobiłam, po siedmiu latach"
"Hm... myślę, że to ostatni moment po prostu"
No cóż, może faktycznie, nie chciałabym być tym bohaterem z obrazoburczego dowcipu - idiotą przebranym za dziecko. Ale myślę czasem, że może dałabym radę przez jakiś czas być tam, z tymi ludzmi, i łącyć wszystko razem z tym co miałam i gdzie chyba zmarnowałam jakąś szansę. I nigdy nie powiem, że tych siedmiu lat żałuję, bo to naprawdę wielka przygoda życia, tylko troszkę nie zgrana z moim słabym charakterem i przez to nie do końca wykorzystana. Aj, usprawiedliwiam się pustymi słowami. Ale nie wiem, jeszcze nie umiem do końca wyciągać wniosków. Ale naprawdę, same dobre rzeczy wyniosłam z tej przygody. Np teraz w pracy bez zająknięcia rozliczalam faktury, wystawiałam je i jeszcze tłumaczyłam mojemu ojcu-szefowi jak pisać notę korygującą. Jednym słowem trochę się wzbogaciłam. Mimo moich opornych, idiotycznych sprzeciwów co do wymagania od samej siebie. Nadal od siebie wymagam najmniej z otoczenia. Wszystkich rozstawiłabym po kątach, a sama wylegiwałabym się w łożu pod baldachimem. No ale dobrze. Moze kiedyś dorosne. Nie cofnę się już w to samo miejsce, nie wejdę do tej samej kałuży, ale na pewno nieraz przejrzę się jeszcze w jej odbiciu. Aaaaach cóż za liryczne zakończenie:)

środa, 25 lipca 2007

Zwariowałam

To nie chodzi o to, że dziwnie się zachowuję, robię rzeczy jakich nigdy wcześniej nie zrobilabym z własnej woli, czy mówie coś co wcześniej w moich ustach brzmiało jak kpina. Nie, zupełnie nie. Chodzi o to, że chyba od środka coś mnie zjadło i wypluło i jestem już jakaś żywsza. Choć zmęczona. Ziewam na potęgę. I mylę się w rachunkach. Ale jestem szczęśliwa. Naprawdę mogę powiedzieć, że się cieszę ostatnimi dniami. Oczywiście, po mojemu - uszami.
Wydałam niewiarygodną sumę pieniędzy na płytę, której samo oczekiwanie było strasznie rozradowujące. Poza tym wydałam niewarygodnie mało pieniędzy na kino. w ktorym samotnie oglądałam całkiem ładny film. I nie wydałam ani grosza na oglądanie pięknych chmur, kamienic niewiadomo czego jeszcze kiedy to spacerkiem szłam po moim miescie którego w gruncie rzeczy nie lubie. I mówię ludziom że mają rację. Tym którzy jak ja kochają mistrza Johna.

czwartek, 28 czerwca 2007

A jednak

A jednak Hrabal, a jednak Czechy, a jednak. Lubię tak. Zdania wielokrotnie złożone się czyta miło. Dziś napisze prosto i krótko. Za to z ilustracją. A kiedyś tę myśl rozwinę.



środa, 27 czerwca 2007

metafizyczne odkrycie

Tak więc czasem tak jest, że człowiek uświadamia sobie, że największa jego miłość jest zupełnie martwa, wypalona, ciemna, no jednym słowem, dla świata bez sensu. Ale mnie to budzi do życia co rano, nie pozwala spać po całodziennym uzupełnianiu kontaktu i w ogóle. Ach, niech stracę, zdradzę wam. Strasznie mnie to dręczy, bo to jest rodzaju żeńskiego, a ja tak się zarzekałam, ach, że moje ideały, że wszytko i cokolwiek. No więc ona jest wspaniała. Zgrabna, czasem zasyczy, czasem jest zgorzkniała, a czasem bardzo słodka. Czasem ubierze się w biały kożuszek, czasem jest elegancka, taka mała-czarna. Jak typowa kobieta, ma wiele wcieleń. Ale jednocześnie nie jest stereotypowa. Nie można przewidzieć czy dziś będzie taka jak wczoraj. I czy za miesiąc nie będzie miała złego humoru i nie skończy jej się poczucie smaku. Taka już ona jest, a ja ciągle jeszcze jej się uczę. Moja kawa.

niedziela, 10 czerwca 2007

Nie bój się deszczu

Ależ ja się wcale nie boję. Boję się mnóstwa rzeczy, zjawisk, osób, ale deszczu akurat nie. Lubię jak leje, lubię chmury, grzmoty, błyskawice. Czasem może się łudzę, że i one mnie lubią, nie wiem na czym to polega. No. Pojęcia zielonego nie mam.

piątek, 8 czerwca 2007

Nie na temat.

Dzieci są strasznie okrutne. No może nie są, a raczej bywają. Ale doświadczyłam tego na własnej skórze. Będąc Ciocią Tosią, w ostatni weekend zajmowałam się parą bliźniąt, Zosią i Stefkiem. Przeurocze dzieciaki, mające po dwa i pół roku. A żywiołowe tak, że ciężko było je ogarnąć. Cały czas chciały do innych ciotek, ale w końcu się przyzwyczaiły do mnie i kiedy zasypiały to nawet dostawałam buziaka i uścisk na dobranoc przed kołysanką. No ale jak to dzieci, pamięć maja krótką, i mimo że żegnaliśmy się miło, to kiedy wczoraj spotkałam ich na procesji, z ich opiekunkami - to nie dość ze nie chciały do mnie na ręce to jeszcze od Zośki oberwałam w nos, bo nie chciała ode mnie kwiatka. Pomyślałam sobie, że skoro tak, to dobrze, ja nie muszę się przyjaznic ze wszystkimi dziećmi świata. Ale zrobiło mi sie głupio i nieprzyjemnie kiedy mówiły: "Nie ce ciocia Tosa". Właściwie to nie o tym chciałam napisać, ale nie mam teraz czasu pisać na temat który sobie wymyśliłam, bo idę zbierać godziny, za które otrzymam wynagrodzenie pieniężne.

poniedziałek, 21 maja 2007

Ojej

Bolą mnie nogi i reszta organizmu od zarabiania ciężkiej forsy. Łącznie 20 godzin eksponowania ciast, ciastek, lodów, tortów i kaw. Strasznie nudne i niezbyt rozwijające to to. Ale za to jak bardzo ucieszyła wypłata. Och już mam trochę na spełnianie marzeń. Czyli w sumie jedno z marzeń sie spełnia bo dotąd spełnianie marzeń leżało w sferze tychże. W mojej ilustrowanej opowieści powiało życiem. Polecam, choć to dopiero początki. Tu sobie można na skróty jakby kto chciał.
Jako, że jutro również będę zbijać majątek za pomocą fizycznej pracy, nie będę dziś dłużej bawić się słowem.

środa, 16 maja 2007

Ciesze się uszami

Właśnie sobie pomyślałam, że jestem typem osoby cieszącym się uszami. Nie cieszą mnie zwykle jakieś rozmowy, książki, nie wiem co jeszcze. Cieszą mnie dźwięki. Różne, raz wesołe raz smutne, ale zawsze sprawiają, że w środku tak jakoś się unoszę nad ziemię parę centymetrów i po prostu czuję się lepiej. Aktualnie słyszę mieszankę z soundtracków Gatlifa. Ach! dlaczego nie urodziłam się w cygańskiej familii i nie mam wokół siebie tańczących sióstr, matek, ciotek? Ba! czemu sama nie tańczę teraz wsłuchana w gitarowe wyczyny cygańskich królów obwieszonych złotem?
To swoją drogą ciekawe, dlaczego Polska, uciskany Chrystus narodów, kraj o niebanalnej historii w muzyce ludowej ma tak mało do powiedzenia. No tak, wiem wiem, ktoś powie zaraz, że przecież mamy wiejskich grajków, oberki, krakowiaki. Ale dlaczego nie umiemy tego wydobyć w jakiejś przystępnej formie? A nawet jak już się ktoś znajdzie, przykładowo Kapela Ze Wsi Warszawa, to zanim się go doceni to musi szukać szczęścia po obcych kontynentach, bo poparcia u swoich nie ma? Po dziesięciu latach wspomniany zespół ma jako taką liczbę odbiorców, ale wciąż jest to dość wąskie grono.
Ech, jak ja narzekam, nie mogę dłużej, posłucham muzyki. Może urywam w pół słowa, ale kłaniam się nisko i stawiam kropkę.

wtorek, 15 maja 2007

Troszkę ekshibicjonizmu

Nie zdarza mi się to często, ale dziś mam ochotę pokazać twarz. Dokładniej lewy profil.


Tak, to ciężko mi przychodzi, no ale zgodnie z tytułem - troszkę się wybebeszę. Jestem młodym nieudacznikiem. Nie zdaję matury jak robi to moja klasa, nie robie kariery jak mój brat, nie piszę wierszy jak mój sąsiad, nie mieszkam w slamsie jak Masłowska, nie zaszłam w ciążę jak moja siostra, nie mam męża jak Marysia, nie jestem księdzem jak Krzysiek i nie mam ambicji jak wszyscy. Co ciekawe, nie przejmuję się zbyt głęboko tym co myślą o mnie inni. Myśli nie bardzo mnie interesują. Często obawiam się reakcji. Takich widocznych. Jakichś komentarzy. Tym się przejmuję, nie zaprzeczę. Niestety. Chciałabym, bo wydaje mi się, że bycie taką niezależną od zdania wypowiadanego o mnie przez innych ludzi byłoby chyba ciekawsze. Choć dobrze jest wiedzieć co inni o mnie sądzą. Nawet jak nie ma mieć to na mnie wpływu. Ja jestem sobie jeszcze taka mała, ale idą zmiany.
Ha! i okazało się, że nie jestem do końca nieprawdziwa.

Z pozoru nic takiego...

...ale może coś z tego będzie. Pomyślę jeszcze co i jak. Może się zadomowię. Będzie ładnie. Po mojemu. Tyle wiem.