wcześniej się rozmyśliłam, kiedy zaczęłam pisać ten post.
i już nie zostało mi z pomysłu na niego ani jedno skojarzenie, poza tytułem.
rozmyślania o rozmyśleniu. ile to razy się rozmyślałam. przyjdę na pewno. nie przyszłam. rozmyśliłam się. mam ochotę na kino, duży pop-corn i colę. co za idiotyczny pomysł. rozmyśliłam się. ba, były nawet takie rozmyślenia: będę miała bardzo dużo dzieci, a dodatkowo będę super wykształcona. o. i tu chyba już mi się przypomniało o czym miało tu być napisane.
a zatem. w październiku wg planu ma się rozpocząć największy hardcore edukacyjny wszech czasów. ale też rodzicielski. półtora roku w 2 semestry. dziecko z niańkami, babciami, ciociami. 5 dni w tygodniu. podobno tak trzeba i nie ma w tym nic złego.
i tu wchodzi moja macierzyńska intuicja. ona mi podpowiada, że to jest najgłupszy pomysł. że czas powiedzieć rozmyśliłam się. przekazać wszystkim, którzy mówią - to dla Twojego dobra, żebyś później nie żałowała - że choć jestem wdzięczna za ich troskę, czuję że będę żałować każdej chwili, którą mogłabym spędzić z Ha. bo jeśli wpiszę się w ten tryb, to nie ja będę widzieć jak moje dziecko zaczyna biegać, zawiera nowe znajomości na placu zabaw, nie ja będę wiedzieć co znaczą jej własne słowa, którymi nazywa różne przedmioty. nie ja będę przytulać, kiedy na spacerze potknie się i zedrze kolano. nie ja będę mówić idziemy na spacer, pieczemy ciasto, spotykamy się z ciocią i jej dziećmi. dla mnie zostaną tylko cichutko córeczko, mama się uczy. chodź córeczko sprzątniemy zabawki, czas spać. papa córeczko, mama wychodzi, miłego dnia.
to nie chodzi o to, że nie mam ambicji, nie chcę zdobywać wiedzy, rozwijać się intelektualnie. nie. chcę. mam ambicje, tylko kieruję je w inną stronę. mam ambicję, by być z moim dzieckiem w domu. by nie musieć odstawiać jej od piersi tylko dlatego, że zaczął się rok akademicki i całymi dniami będę poza domem. mam ambicję wiedzieć co czuje, co mówi moje dziecko, zanim dowiedzą się tego dziadkowie czy ciocie. być może jest to tymczasowe, i kiedy już nabędę się z Ha. stwierdzę - ok, wystarczy, teraz już mogę wrócić do zdobywania wiedzy w gruncie rzeczy mało użytecznej, ale rozwijającej moje półkule mózgowe. ale dziś? dziś nie jestem na to gotowa. może stanę się gotowa za miesiąc, kiedy przyjdzie pora na składanie dokumentów. ale dziś kompletnie nie. dziś czuję, że moim powołaniem jest dbanie o dom, budowanie jego atmosfery, dla mojego męża i naszej córki. tak, panie Wi. dziś nie jestem gotowa tego zostawić, a jeśli zdecydowałabym się pójść za twoją radą i marzeniem, spełnić to jedno z twoich oczekiwań, byłabym wobec siebie bardzo nieszczera. a wobec domu zupełnie nieefektywna. proszę przyjmij to i zrozum. Szef mi to potwierdził kilkakrotnie w ciągu ostatnich tygodni. serio.
aniele boży chcę być w domu
mej córki nie chcę oddać nikomu
nie chcę by kosztem jej czasu ze mną
ktokolwiek dawał mi wiedzę tajemną
ta wiedza może nie jest bez zalet
być może kiedyś zapiszę kajet
lecz dziś ważniejsza jest dla mnie rodzina
tak chciałabym żeby mąż tego się trzymał
a nie tej obawy że gdy przyjdzie kryzys
i zamiast pracy czeka mnie wyzysk
że bez studiów tylko tak rzecze prorok
na bezrobocie podpisany wyrok
męża aniele bardzo cię proszę
zmieniaj podejście męża po trosze
niech sam zapragnie by żonę mieć w domu
a córki nie dawać na długo nikomu
wiem też że być w domu to nie bajeczka
więc zostać w nim to nie jest ucieczka
to jest decyzja o wysłuchaniu
co Szef do mnie mówi w mym powołaniu
zmiana koloru tła na różowy nie spowodowała zmiany pory roku na cieplejszą...
wtorek, 30 lipca 2013
poniedziałek, 29 lipca 2013
ukropny okrop.
albo odwrotnie. okropny ukrop. być może za kilka miesięcy będę tęsknić za temperaturą dzisiejszego dnia. jednak teraz czuję się nią zmęczona. dopiero niewiele przed północą można swobodnie odetchnąć, nie obawiając się o poparzenie dróg oddechowych. można też wyjść na balkon i jako synonimu do tej czynności użyć sformułowania wyjść na powietrze. mała Ha. spływała cały dzień potem, większość spływania odbywała się szczęśliwie przez sen, co umożliwiło mi nadrobienie prac domowych. szły mi one jednak jak krew z nosa, bo moje ruchy stały się w tym upale jakby spowolnione i chaotyczne. zamiast wylewać wodę do wanny postanowiłam zalać sobie całą łazienkę. być może było to podświadome działanie, na rzecz nawilżania powietrza. nie wiem. w każdym razie wszystko dziś trwało dłużej niż w tzw normalny dzień.
drogi aniele
mam ukrop w ciele
gotuje się głowa
plączą się słowa
ukropny okrop
okropny ukrop
choć trochę cienia
aniele mi wytrop
lub podaruj lody
dla lekkiej ochłody
nim się roztopię
w dzisiejszym ukropie.
drogi aniele
mam ukrop w ciele
gotuje się głowa
plączą się słowa
ukropny okrop
okropny ukrop
choć trochę cienia
aniele mi wytrop
lub podaruj lody
dla lekkiej ochłody
nim się roztopię
w dzisiejszym ukropie.
piątek, 5 lipca 2013
wiejskie wakacje
szykowanie się do wakacji. pralka pierze, słońce suszy. sama zastanawiam się co jest niezbędne, a co w zasadzie dałoby radę zostawić. co czytać, w co się ubierać, czym zabawiać latorośl. jak się spakować, żeby nie stracić urlopu na myśleniu o tym co zostało, a jest potrzebne.
dowiedziałam się dziś, że na miejscu będzie wi-fi. od trzech lat tam bywałam, na wiejskich wakacjach z uroczym smrodkiem od krów, wszechobecnymi muchami i moją udręką był brak internetu. myślałam sobie, cóż, może i jestem od niego uzależniona, ale przynajmniej mogłabym czymś się zająć, napisać coś, przeczytać, skontaktować się. a teraz, gdy przyszła wiadomość o wielkiej zmianie, że oto wieś poszła z duchem czasu i postanowiła zapewnić swoim gościom atrakcję w postaci dostępu do sieci, jestem przerażona. ta okoliczność sprawia bowiem, że pan Wi. będzie regularnie dostawał maile i prawdopodobnie spowoduje to jego pracową aktywność. pomimo urlopu. pomimo wspaniałej jego zdaniem bliskości natury, wody, lasów, zwierząt. ja jestem człowiek miastowy. wieś lubię podziwiać na pocztówce, ewentualnie mogę raz czy dwa popatrzeć jak bociany spacerują po polu w stronę zachodzącego słońca. ale żeby tydzień. na wsi na której będzie internet, przekazujący mi codziennie informacje o tym co dzieje się w mieście. na wsi z dziecięciem, które nie umie chodzić, a które łatwo może sturlać się do wody, albo poraczkować pod krowie kopyto lub co gorsza placek. wreszcie mleko prosto od krowy pod nosem i wszelkie pyszne mleczne przetwory pod nosem, podczas gdy szkodzi nawet mała ilość krowiego białka. tortura.
na szczęście przekazano mi kiedyś, że żona powinna podlegać mężowi. przynosi to jej korzyść. poza oczywistym poczuciem bezpieczeństwa dodaje też otuchy, że skoro to on podejmuje decyzję, on również jest odpowiedzialny za jej skutki. och ta przewrotna kobieca logika.
aniele boży
strzeż nas w podróży
zachowaj od sporów
dodawaj humoru
do lasów chodź z nami
popływaj czasami
bądź też na rowerze
przypomnij w co wierzę
dowiedziałam się dziś, że na miejscu będzie wi-fi. od trzech lat tam bywałam, na wiejskich wakacjach z uroczym smrodkiem od krów, wszechobecnymi muchami i moją udręką był brak internetu. myślałam sobie, cóż, może i jestem od niego uzależniona, ale przynajmniej mogłabym czymś się zająć, napisać coś, przeczytać, skontaktować się. a teraz, gdy przyszła wiadomość o wielkiej zmianie, że oto wieś poszła z duchem czasu i postanowiła zapewnić swoim gościom atrakcję w postaci dostępu do sieci, jestem przerażona. ta okoliczność sprawia bowiem, że pan Wi. będzie regularnie dostawał maile i prawdopodobnie spowoduje to jego pracową aktywność. pomimo urlopu. pomimo wspaniałej jego zdaniem bliskości natury, wody, lasów, zwierząt. ja jestem człowiek miastowy. wieś lubię podziwiać na pocztówce, ewentualnie mogę raz czy dwa popatrzeć jak bociany spacerują po polu w stronę zachodzącego słońca. ale żeby tydzień. na wsi na której będzie internet, przekazujący mi codziennie informacje o tym co dzieje się w mieście. na wsi z dziecięciem, które nie umie chodzić, a które łatwo może sturlać się do wody, albo poraczkować pod krowie kopyto lub co gorsza placek. wreszcie mleko prosto od krowy pod nosem i wszelkie pyszne mleczne przetwory pod nosem, podczas gdy szkodzi nawet mała ilość krowiego białka. tortura.
na szczęście przekazano mi kiedyś, że żona powinna podlegać mężowi. przynosi to jej korzyść. poza oczywistym poczuciem bezpieczeństwa dodaje też otuchy, że skoro to on podejmuje decyzję, on również jest odpowiedzialny za jej skutki. och ta przewrotna kobieca logika.
aniele boży
strzeż nas w podróży
zachowaj od sporów
dodawaj humoru
do lasów chodź z nami
popływaj czasami
bądź też na rowerze
przypomnij w co wierzę
czwartek, 4 lipca 2013
spotkanie
sporo jest podobnych ludzi. do mnie. ostatnio doświadczyłam tego w kilku spotkaniach. trochę przypadkowych. na pierwszy rzut oka totalnie inni. inny wygląd, styl ubioru, inna dziewczyna, inna para. mniej dzieci, więcej dzieci, mniej kolorowy wózek, bardziej kolorowe włosy. a jednak okazuje się, że od drobiazgów typu niekrowie mleko do kawy, podobne komplementy na temat córek (ona jest obiektywnie piękna), przez perypetie życiowo-edukacyjne, przechodzi się do kolejnych jejku mam tak samo, czuję tak samo, myślę podobnie. nie chodzi o bycie identycznym. raczej o podobne tony, na których się nadaje. podobny sposób na wyrażanie myśli i samego siebie. podobne przeczucie, że jeśli nie pisane słowo to co innego? podobne wrażenie, że jak ktoś zleci to już nie to samo. podobne przekonanie, że coś z tym trzeba zrobić. pokazać większej liczbie odbiorców niż 5. i wreszcie podobna wiara, że bez wsparcia Góry to nie będzie możliwe czy też sensowne.
aniele boży tyle już czasu
o to pisanie nie robię hałasu
że może nadszedł już czas najwyższy
i tremę wielką decyzja przewyższy
i pójdę wyjąć z szuflady słowa
by ktoś mógł je interpretować
Subskrybuj:
Posty (Atom)